Thursday, August 30, 2018

[AKTUALIZACJA] Windows 7 na laptopie z 2017 roku? To może się udać


Jeżeli znasz już tę historię, przejdź do ciągu dalszego.


Dzisiejszy post będzie miał charakter rantu i jest skierowany do osób wybrednych, jeżeli chodzi o konfigurowanie sprzętu na własną rękę. Nie będę w nim unikał stwierdzeń technicznych jak też powtórzeń, dzięki którym będzie wiadomo explicite, do czego się odnoszę.

Każda moja przygoda z laptopem zaczyna się od świeżej instalacji, dlatego biorę laptopa bez systemu. I tak też radzę bliskim. Dlaczego? Masa laptopów dziś to reklamówki, na których jest zainstalowane całe mnóstwo aplikacji, gier, asystentów i generalnie rzeczy, z których końcowy użytkownik na 95% korzystać nie będzie. Laptop gdzieś po miesiącu zaczyna mulić do tego stopnia, że wykonanie prostych czynności graniczy z cudem. Osoba nieznająca się pomyśli, że laptop jest wadliwy, że trzeba iść z tym do serwisu. Niemniej, w poniższym przypadku będzie zgoła inaczej.

Casus znajomego: Lenovo Legion Y520. Wariant z dwoma dyskami: 128GB SSD i 1000GB HDD; karta graficzna NVIDIA GTX 1050 + zintegrowana intelowska. Osobnik bez systemu. System Windows 7 Home Premium kupiony na allegro. (Pssst! Jeżeli chcesz sobie jeszcze kupić to musisz się pospieszyć, bo jest ich coraz mniej!)

Coraz więcej laptopów nie ma napędu optycznego. Sam mam już laptopa bez takowego, nie pamiętam zresztą kiedy ostatni raz coś potrzebowałem z płyty. Powyższy również go nie ma, więc instalacja systemu musi odbyć się albo przez sieć albo z czegoś wyjmowalnego (np. pendrive).

Windows 7 na laptopie sprzed roku? Prawie 10-letni system!?

Część z Was może pukać się w głowę, ale Windows 7 to w mojej opinii jak dotąd, mimo wieku, najlepszy system Microsoftu. W kwestii bezpieczeństwa: prawda, już 3 lata nie ma podstawowego wsparcia i w instytucjach krytycznych należałoby najpewniej przemigrować na coś czynnie wspieranego, ale jest relatywnie najmniej awaryjny.

A słyszałeś może o Windows 8.1? Windows 10?

Tak, aż za dobrze. Zaliczyłem również kilka spotkań pierwszego stopnia z komplikacjami i XXI-wiecznymi kretynizmami w powyższych i nadal uważam, że polecanie komuś Windows 7 w 2018 roku ma swoje ugruntowane uzasadnienie. Narzekać na te systemy tutaj nie będę, świat od tego nie stanie się lepszy.

Mariaż z tytułu powiódł się, ale nie obeszło się bez tarcia.

Wracając do przytoczonego Lenovo: Windows 7 udało się zainstalować, ale ani BIOS, ani instalator nie widział dysku SSD. Nie wspomnę już o konieczności uprzedniego zintegrowania sterowników USB 3.0 z instalacją Win7, bo inaczej instalator szlocha przez brak sterowników... CD/DVD ROM. Microsoft być może postanowił taktycznie nie integrować sterowników USB 3.0 do fabrycznego obrazu siódemki, bo to by pewnie wielu ułatwiło downgrade z Win8.1/10. Integracja tych sterowników potrafi napsuć krwi.
Siódemkę udało się zainstalować, ale w systemie partycjonowania MBR i to na o wiele wolniejszym HDD. Tak zostać nie mogło, nie po to kupuje się miód, żeby lizać go przez słoik. Research wyłonił konieczność aktualizacji BIOSu. Ściągamy program do flashowania BIOSu z bakcylem od producenta, wszystko fajno. Odpalamy i dowiadujemy się, że flashowanie z systemów partycjonowania innych niż EFI jest niemożliwe.

Witaj przygodo!

Komponujemy bootowalnego pendrive'a z Windows 7 przy użyciu programu Rufus (gorąco polecam ;) z pożądanym systemem partycjonowania i sterownikami do SSD (szczerze pisząc, nie wiem na 100% czy to było konieczne, ale to wybiegnięcie do przodu nic nie kosztowało, więc...). Próbujemy rozruch z tego pendrive'a; loader instalatora dostaje obstrukcji jeszcze zanim zdąży się dobrze uruchomić. Obstrukcja objawia się tak (zdjęcie bezczelnie zerżnięte z neta, f**k GDPR):

Co robić? Jak żyć? Zainstalować Windows 8.1, bo ichniejszy instalator umie w EFI. Instalujemy 8.1 tylko na moment, żeby zaktualizować BIOS. :)

I wiecie co? To się udaje.

Po aktualizacji BIOSu laptop widzi SSD. Teraz dopiero instalujemy dziadzia (Win7) tak jak zamierzono. Na tym jednak problemy się nie kończą.

Sterowniki c.d. :)

Największym ananasem w tym wszystkim były sterowniki do karty graficznej (przyp. red. NVIDIA), których do teraz nie udało się zainstalować tak, jak Bozia przykazała. Cyrk zaczął się od tego, że instalator wymagał sterowników Intela. Jakich konkretnie? Pewnie sam nie wiedział, niemniej instalacja wszystkich możliwych sterowników intelowskich nie posunęła sprawy do przodu w tej kwestii. Próba instalacji starszej wersji sterowników również się nie powiodła, ale w tym przypadku instalator twierdził, że... nie wykrył karty. Finalnie, instalacja sterowników odbyła się częściowo, ręcznie, przez Menedżer urządzeń. Co nie zmienia faktu, że ściemnianie i rozjaśnianie ekranu nie działa.

Edit: Wszystkie pozostałe sterowniki udało się pięknie zainstalować.

Rezultat?

W sensie starań włożonych we wdrożenie - sukces: instalacja bez śmieci; patrząc przez pryzmat użyteczności - sukces 95-procentowy (patrz niżej).


Czy polecam?

Zależy czego się chce. Nie każdy będzie miał też czas i cierpliwość (i być może wiedzę), żeby przedsięwziąć coś takiego. Co na pewno należy zbadać przed takimi zakupami? To, czy dla każdego urządzenia będą odpowiadające sterowniki, w powyższym przypadku - Windows 7, który jest już starym systemem. Jednak nawet po obadaniu zagadnienia może się okazać, że instalator któregoś ze sterowników strzela focha i nara, więc to w pewnym sensie nadal ryzyko.

Jeżeli przeczytałeś/aś wszystko, dziękuję.

PS Polecam laptopy z SSD - warto wydać trochę więcej kasy. Przy odpowiedniej konfiguracji system chodzi jak rakieta.


Aktualizacja (13.09.2018)


Kontynuacja będzie wyłącznie o sterownikach do karty graficznej.
Kilka dni temu NVIDIA wydała kolejną wersję sterowników; podjąłem próbę zainkorporowania ich na opisanym wcześniej osobniku. Ten sam błąd, nadal żąda sterowników do Intela. Niemniej, ponowna inspekcja statusu sterowników intelowskich przy użyciu ichniejszego asystenta zwróciła uwagę na pewien istotny szczegół. Karta graficzna Intela widniała jako Standardowa karta graficzna VGA, przy czym po instalacji sterowników powinna być widoczna jako odpowiedni model karty graficznej Intela, ale tak w naszym przypadku nie było. Rzut okiem na szczegóły sterownika zdradza jego rok wydania: 2006. Nie ma w tym nic dziwnego, w końcu to sterownik generyczny, dzięki któremu system w ogóle wstaje, kiedy nie ma z góry zadanych odpowiadających sterowników do poszczególnych kart, których ogólnie jest sporo.

Dziwne natomiast jest to, że po wskazaniu nowszych, dedykowanych sterowników system twierdzi, że jego 12-letni jest aktualny, spoko i w ogóle.

Po przekonaniu systemu, że tak w istocie nie jest, udaje się zainstalować sterownik do karty Intela.

Wracając do tych ********* sterowników NVIDII

Odpalam instalator, wszystko fajno, napięcie rośnie. Mieli, mieli i pozwala kontynuować dalej. Poczyniamy największe kłamstwo na świecie, tzn. że zgadzamy się z warunkami licencyjnymi i takie tam, przeklikujemy do instalacji.

I instalacja się nie powodzi.

Okazało się, że instalator nie był w stanie odładować sterownika również z NVIDII, który połowicznie zainstalowałem ręcznie, przez Menedżer urządzeń. Wchodzimy do trybu awaryjnego (w Windows 7 jeszcze go nie skundlili), odinstalowujemy starszy sterownik NVIDII. Odpalamy kolejny raz instalację; udaje się. Uruchamiamy w normalnym trybie, niby wszystko spoko. Kolega sugeruje, żeby zobaczyć osiągi karty i odpalić Need for Speed Payback. Robi się czarny ekran, czekamy prawie minutę (choć na XXI-wieczne standardy czekanie kilkunastu sekund to przegięcie pały przy takich parametrach).

Zarzynamy proces gry, bo ile można czekać.

I wtedy doświadczamy

starego, dobrego niebieskiego ekranu śmierci (BSoD).

Po tych wszystkich staraniach, nasz ukochany sterownik dostaje rozwolnienia. Od tego momentu, system przy każdym uruchomieniu działa kilka sekund i zamraża się.

Jaki finał?

Ta bananowa powieść pełna treści kończy się odinstalowaniem karty NVIDII. Niemniej, delta wychodzi in plus, bo udało się zainstalować sterowniki do karty Intela, które przeoczyłem wcześniej ze względu na fakt bycia zastąpionymi generycznym microsoftowskim sterownikiem. Oprogramowanie wymagające akceleracji graficznej w końcu działa, można też ustawiać jasność ekranu. Nawet udaje się uruchomić wspomnianego Need for Speeda, a z NVIDII to ogólnie beka.

No comments:

Post a Comment